Kapituła Prowincjalna Wyborcza i Spraw
Dom Macierzysty w Nysie
Październik A.D. 2005
***
Konferencja Sióstr Przełożonych Prowincji Wrocławskiej
Wrocław, 16-17 grudnia 2005
s.M. Margarita Gabriela Cebula CSSE
Maria Luiza Merkert
znakiem Jezusowego miłosierdzia
dla potrzebujących
Zamiast wstępu
Wyniesienie na ołtarze, to nie tylko potwierdzenie autorytetem Kościoła faktu świętości i oficjalna zgoda na kult, lecz w pierwszym rzędzie wskazanie drogi świętości na dziś. Zarówno w trakcie dochodzenia kanonicznego jak i w akcie beatyfikacji w centrum uwagi staje kwestia świętości w odpowiedzi na specyficzne „znaki czasu”, czyli słuszne i aktualne potrzeby świata i Kościoła.
W ponad 160 letniej historii Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety przyszła beatyfikacja Matki Marii Merkert powinna być odczytana nie tylko jako kolejny powód do dumy, lecz jako zadanie dla wszystkich, dla wszystkich bez wyjątku, nie ograniczając się jedynie do wspólnoty zakonnej, czy diecezji.
W darze nowych błogosławionych Kościół ukazuje współczesnemu człowiekowi postacie świadków Chrystusa, którzy autentycznie żyli Ewangelią. W kulcie świętych teologia katolicka widzi dwie podstawowe idee przewodnie: po pierwsze - ścisłe zjednoczenie osoby beatyfikowanej i jej dzieł z Chrystusem, po drugie - znaczenie społeczne, czyli wymiar eklezjalny osoby kanonizowanej, wyrażający się poprzez jej wstawiennictwo i przykład do naśladowania, wzór, znak, model. Jan Paweł II napisał: „Ludzie zawsze potrzebowali wzorców do naśladowania. Potrzebują ich także i teraz, w naszych czasach naznaczonych zmiennymi i przeciwstawnymi ideami. Jeżeli mówimy o wzorcach do naśladowania nie możemy zapomnieć o świętych. Jakże wielkim darem dla każdej diecezji są rodzimi święci i błogosławieni”[1]. Na kolejnych kartach, ze wzruszającą szczerością zapisał swoje odczucia w stosunku do Brata Alberta: „Szczególne miejsce w mojej pamięci, a nawet więcej, w moim sercu ma Brat Albert (...) Był dla mnie postacią przedziwną. Bardzo byłem z nim duchowo związany (...), fascynowała mnie jego osobowość. Widziałem w nim model, który mi odpowiadał. Jego dzieje bardzo mi pomogły. (...) Świętych uważam za swoich protektorów. Rozmyślam o nich i modlę się do nich (...)”.[2]
Pozwólmy więc Duchowi Świętemu, by napełnił nas nadzieją i przekonał o swojej wierności. Niech rozszerza nasze serca tak, byśmy umiały przyjąć lekcję miłosierdzia jaką ukazywała (dziś już) błogosławiona Maria Luiza Merkert i za jej przykładem, mocne i pełne pokoju, czynem głosiły miłosierdzie Boga.
I. Znak Jezusowego miłosierdzia dla potrzebujących
Temat refleksji: Maria Luiza Merkert – znakiem Jezusowego miłosierdzia dla potrzebujących już sugeruje nam jeden z wymiarów świętości naszej Matki – miłosierdzie.
Na Kapitule Prowincjalnej w 1999 roku została przedstawiona refleksja biblijno-historyczna: Siostry św. Elżbiety wobec wezwania «Bądźcie miłosierni jak Ojciec wasz jest miłosierny», w której ukazano Jezusa Chrystusa jako objawienie i pełnię miłosiernej miłości Boga, następnie przedstawiono miłosierdzie w posłannictwie naszego Zgromadzenia, zwracając szczególną uwagę na ewangeliczną strukturę działania Matek Założycielek: widzieć i przejąć się potrzebami – ulitować się i wstawiać u Boga – pomagać, czyli naśladować Jezusa w czynach miłości miłosiernej. Ponadto podano też liczne przykłady z życia i działalności Czcigodnej Służebnicy Bożej. Stąd zamierzam nieco inaczej podejść do tematu, chociaż nie wykluczam pewnych powtórzeń. Pragnę ograniczyć się do postawy miłosiernej jaką przyjęła Matka Maria Merkert, jednocześnie zaznaczam, że ze względów czasowych nie wszystkie aspekty zostaną tu przedstawione.
W zaproponowanym temacie mamy kluczowe pojęcia: znak, Jezusowe miłosierdzie, potrzebujący, a wszystkie te pojęcia mają mieć swoje odniesienie do życia Matki Marii Luizy Merkert.
1. Znak
Co zawiera się w pojęciu „znak”? Znakiem nazywa się to, co ze swej natury lub na podstawie umowy pozwala poznać myśl lub wolę jakieś osoby, istnienie lub prawdziwość jakieś rzeczy. O zakonnikach mówi się jako o żywych znakach Bożej obecności i Jego działania wśród ludu. Niewiele jednak znaczy znak, jeżeli jest nieczytelny. Habit jest znakiem konsekracji, ale równie dobrze ktoś może przebrać się w strój zakonny i wtedy jest tylko przebierańcem. Powinniśmy znać znaczenie znaku, bo mylne odczytanie może narazić nas na nieprzyjemności. Biblia zna różne znaki, np. Chrystus jest znakiem sprzeciwu; krzyż Chrystusa jest znakiem powszechnej miłości Boga, Kościół – znakiem zbawienia.
Przystosowując się do naszej natury, Bóg przemawia do nas poprzez swoje stworzenia, daje znaki poprzez czyny budzące podziw. Bóg posługuje się znakami, bo stoją one na granicy tego co boskie i co jest ludzkie. W naszym temacie jest mowa o znaku Jezusowego miłosierdzia.
2. Jezusowe miłosierdzie
Jan Paweł II miłosierdzie nazywa „najwspanialszym przymiotem Stwórcy i Odkupiciela” (DM 13). Źródłem miłosierdzia jest sam Bóg, który zesłał Syna swego, aby ukazał ludzkości miłosierną miłość Ojca. Czyny miłosierne Jezusa stały się znakiem widzialnym miłości miłosiernej Boga wobec swego stworzenia. Chrystus w całej naturze w jakiej się objawił jest znakiem Boga, przywołuje i objawia Go, wskazuje na Boga i prowadzi do Niego. Chrystus jako znak nie tylko mówi: przeze mnie przemawia Bóg, ale On rzeczywiście uobecnia Boga; wszystko co Jezus czynił uobecniało łaskę. Przez cały okres swej publicznej działalności Jezus wołał do Ojca, wstawiał się za cierpiącą ludzkością, poświęcał wszystkie siły na usuwanie skutków grzechu, karmił głodnych, uzdrawiał chorych, wybawiał opętanych, zachęcał bogatych, by okazywali hojność ubogim (Łk 18,22), głosił Dobrą Nowinę i napełniał ludzi nadzieją. Jezus przeszedł (...) dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich (Dz 10,38). Jan Paweł II poucza, że miłość Jezusowa, która „... zwraca się do człowieka, ogarnia wszystko, co składa się na jego człowieczeństwo (...), w sposób szczególny daje o sobie znać w zetknięciu z cierpieniem, krzywdą, ubóstwem, w zetknięciu z całą historyczną `ludzką kondycją`, która na różne sposoby ujawnia ograniczoność i słabość człowieka, zarówno fizyczną, jak i moralną. Właśnie ten sposób i zakres przejawiania się miłości nazywa się w języku biblijnym „miłosierdziem” (DM 3). Pismo Święte potwierdza powszechne rozumienie miłosierdzia jako ruchu miłości w kierunku nędzy, by jej zaradzić.
3. Potrzebujący
Kolejne kluczowe pojęcie to potrzebujący. Kim są, i gdzie są potrzebujący?
Trudno to jednoznacznie zdefiniować, ale ewangelicznie łatwo jest zrozumieć. Potrzebującym jest brat, siostra, którzy wraz z utratą pracy, dachu nad głową, możliwości godnego utrzymania rodziny i wykształcenia dzieci, doznają poczucia opuszczenia, zagubienia i beznadziei. Potrzebującym jest dziecko zaniedbane duchowo i materialnie; potrzebującymi są ludzie wołający: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Potrzebującą jest samotna matka, która nie ma gdzie zostawić dziecka, by załatwić sprawy urzędowe, zrobić zakupy; potrzebującym jest jedyny opiekun czy opiekunka chorego rodzica, którego nawet przez chwilę nie można pozostawić, ze względu na demencje starcze, czy chorobę Alzheimera; myślę też o potrzebującym zmiany opatrunku czy też innej pomocy pielęgniarskiej, a on nie ma się gdzie udać, bo wybrana zgodnie z deklaracją pielęgniarka ma wolny dzień. Potrzebującym jest osoba starsza i ten, kto przeżywa samotność, która jest czymś gorszym niż nawet bieda. Potrzebującym jest człowiek, który już nie widzi sensu dalszego życia; człowiek, którego nikt nie słucha, który nigdy nie może dialogować, który stale jest egzaminowany i krytykowany, a nigdy dowartościowany. Potrzebującym jest osoba, która żyje obok mnie i pragnie mnie obdarować, albo odwrotnie oczekuje mojej życzliwości i dobroci.
4. Miłosierdzie ludzkie wobec potrzebujących
W zaproponowanym temacie mamy odniesienie do miłosierdzia człowieka, konkretnie Marii Luizy Merkert (dzisiaj błogosławionej).
Autentyczne miłosierdzie ludzkie ma swoje korzenie w życiu Jezusa Chrystusa, które było manifestacją miłosierdzia Boga. Jezus tak bardzo utożsamił się z nami, że w swym człowieczeństwie On sam doznał Bożego miłosierdzia. Jezus przez swoje słowa i czyny stał się ucieleśnieniem miłosierdzia Ojca. Jezus głosi Boże miłosierdzie pochylając się nad chorymi i grzesznikami. Również chrześcijanin może głosić Boże miłosierdzie naśladując Chrystusa. Podstawowym sposobem głoszenia Bożego miłosierdzia jest świadectwo życia. Miłosierdzie jest wierną i pełną współczucia miłością okazywaną ludziom potrzebującym, bezradnym, nie mającym znikąd oparcia.
Czyn miłosierdzia jest odczytywany jako zewnętrzny znak, w którym Chrystus - Bóg przez człowieka pragnie spotkać się z drugim człowiekiem.
5. Znak Chrystusowego miłosierdzia
Dzięki uczestnictwu w życiu Bożym przez łaskę, miłosierdzie chrześcijanina z natury rzeczy jest uczestniczeniem w miłosierdziu Bożym. Z kolei człowiek, który doznał miłosierdzia Boga, został przemieniony przez Jego łaskę, staje się dla innych znakiem i swego rodzaju pozytywną prowokacją. Człowiek ma wpisane w naturę szukanie wzorów; ludzie młodzi tęsknią za idolem, szukają znaków.
Co to znaczy, być znakiem miłosierdzia?
- być świadomym, że dawcą miłosierdzia jest Bóg,
- że Bóg kontynuuje swoje dzieło,
- Duch Święty posłużył się, aby uczynić widzialnym miłosierdzie Boga
przygotowuje na coś więcej: na „idźcie”, czyńcie podobnie
II. Maria Merkert znakiem Chrystusowego miłosierdzia
Matka Maria Merkert została wezwana, do bycia narzędziem Bożego miłosierdzia dla innych, do obdarowywania ludzi miłosierdziem Jezusa Chrystusa, a w darze beatyfikacji stanie się dla wiernych (a szczególnie dla nas) uznanym przez Kościół znakiem Chrystusowego miłosierdzia wobec potrzebujących.
Pragniemy więc pochylić się nad jej życiem i zobaczyć jak ona przemieniona w darze Bożego miłosierdzia obdarowywała innych ludzi miłosierdziem Jezusa Chrystusa. Nie sposób w krótkim rozważaniu przedstawić całe bogactwo jej życia, dlatego spróbujemy spojrzeć na dzieło miłosierdzia w świetle Dekretu o heroiczności cnót, który sporządzono na polecenie Ojca Świętego. Dziś już Sługa Boży Jan Paweł II promulgował go 20 grudnia 2004 roku.
1. Dekret o heroiczności cnót
W Dekrecie tym podkreślono, że Matka Maria Merkert: oddała się dziełom miłosierdzia służąc najbardziej potrzebującym. Jest to jedyne zdanie, w którym bezpośrednio użyto wyrażenia miłosierdzie, a jednocześnie określono sposób jego realizacji - służba najbardziej potrzebującym. Natomiast jako wprowadzenie zacytowano słowa Matki Marii, które ona, jak to określili autorzy Dekretu, sama stosowała w codziennych sytuacjach życiowych i którymi też napominała swoje siostry: „Proszę was, abyście z miłością i cierpliwością pielęgnowały chorych. Jesteśmy bowiem przynaglane, by pokazać, że chcemy wszystkim czynić wiele dobra i wszystkich kochać w Bogu[3]; a jeśli już nic nie możemy uczynić, chciejmy przynajmniej za nich się modlić” .[4]
Dalej stwierdzono, że Matka Maria była: prawdziwym obrazem Dobrego Samarytanina - ukazywała ojcowską dobroć Boga i matczyną troskliwość Kościoła.
Słowa zacytowane na samym początku Dekretu pochodzą z pisma Matki Marii skierowanego do sióstr Zgromadzenia 1 sierpnia 1869 roku. Napisała go jako przestrogę przed propagandowymi, antykościelnymi informacjami w ówczesnej prasie. Matka Maria zachęca siostry do czujności i sumienności przy wypełnianiu obowiązków powołania. Przytoczona wypowiedź jest wyjęta z nieco dłuższego passusu, który w całości brzmi: "Proszę usilnie zważać dokładnie na wszystko, z miłością i cierpliwością pielęgnując chorych i nie troszczyć się absolutnie o nic, co nie należy do naszych obowiązków. Świat rzeczywiście jest w złym położeniu, a jego nędza duchowa i materialna jest tak wielka, że my, które obrałyśmy dobrowolnie powołanie, które zmusza nas do obcowania z nim, jesteśmy przynaglane, by pokazać, że chcemy wszystkim czynić wiele dobra i wszystkich kochać w Bogu; a jeśli już nic nie możemy uczynić, chciejmy przynajmniej za nich się modlić"[5]
Czyż to stwierdzenie naszej Matki nie odzwierciedla również aktualnej sytuacji świata, świata początku XXI wieku?
Kościół zawsze patrzył z podziwem i wdzięcznością na osoby konsekrowane, które niosą pomoc chorym i cierpiącym. W Vita Consecrata czytamy: Kontynuują one posługę miłosierdzia Chrystusa, który «przeszedł (...) dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich » (Dz 10,38) VC 83
W dalszej części Dekretu określono postawę Matki Marii:
- wierna naśladowczyni Chrystusa,
- niepodzielnym sercem miłowała Boga i wiernie Mu służyła,
- gotowa pełnić tylko Jego wolę,
- wszystko co zasługiwało na pochwałę przypisywała Bogu i ludziom, którzy Jej pomagali
- opiekowała się chorą matką,
- po jej śmierci oddała się dziełom miłosierdzia służąc najbardziej potrzebujących,
- podjęła ponownie swe dzieło w Nysie, mimo, że doznawała tam licznych i przykrych upokorzeń, które znosiła cierpliwie i pokornie,
- ze wszystkich sił trudziła się dla bliźnich, szczególnie chorych, ubogich, opuszczonych i biednych sierot,
- nie żądała żadnego wynagrodzenia za swoje trudy,
- wytrwale pełniła swoją misję w tak trudnych czasach,
- podejmowała posługę nawet w najtrudniejszych warunkach,
- zachęcała swoje córki duchowe, by czyniły podobnie,
- dla sióstr była kochającą matką i wspaniałym wzorem chrześcijańskiego życia.
Te określenia postawy Matki Marii wydają mi się na tyle istotne, że wskazują na charyzmat i duchowość naszego Zgromadzenia, którego wierna kontynuacja jest gwarantem dalszego rozwoju naszej wspólnoty zakonnej.
2. Śląska Samarytanka - prawdziwym obrazem Dobrego Samarytanina
Ojciec Święty Jan Paweł II w Liście Apostolskim Salvifici doloris - O chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia wskazuje, jaki powinien być stosunek każdego człowieka do cierpiących ludzi: „Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek, który zatrzymuje się przy cierpieniu drugiego człowieka, jakiekolwiek by ono było. Owo zatrzymanie się nie oznacza ciekawości, ale gotowość. Jest to otwarcie wewnętrznej dyspozycji serca, które ma także swój wyraz uczuciowy. Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek wrażliwy na cudze cierpienie, człowiek, który wzrusza się nieszczęściem bliźniego. Jeżeli Chrystus - znawca wnętrza ludzkiego - podkreśla owo wzruszenie, to znaczy, że jest ono również ważne dla całej naszej postawy wobec cudzego cierpienia. Trzeba więc w sobie pielęgnować ową wrażliwość serca, która świadczy o współczuciu z cierpiącym. Czasem owo współczucie pozostaje jedynym lub głównym wyrazem naszej miłości i solidarności z cierpiącym człowiekiem”. Solidarność z cierpiącym człowiekiem nie poprzestaje jednak na wzruszeniu, ale okazuje konkretną pomoc.
Matka Maria Merkert była wrażliwa na ludzkie cierpienie, potrafiła to dostrzec i wzruszyć się nieszczęściem bliźniego; nieszczęśliwy człowiek poruszył jej serce. To wzruszenie stało się bodźcem do działań, które miało na celu przyniesienie pomocy człowiekowi. Zdecydowała się poświęcić swoje życie najbardziej potrzebującym, nawet za cenę jego utraty wskutek zarażenia się jakąś śmiertelną chorobą.
a) Ukazywała ojcowską dobroć Boga
4 listopada 1850 roku, po ośmiu latach bardzo trudnego doświadczenia związanego z posługą potrzebującym, Matka Maria podpisała się pod następującymi słowami:
"Jesteśmy zdecydowane ze zdwojonym nawet zapałem poświęcić nasze siły cierpiącym oraz wszystkim tym, którzy będą prosić o naszą pomoc" (...)
"Nasze siły chcemy poświęcić chorym, aby w miarę możliwości przez troskliwą opiekę uratować biednym dzieciom ojca lub matkę, strapionym rodzicom ich najdroższe dziecko" (...)
"Nie lękamy się żadnej niewygody i ofiary. Nie odstrasza nas nawet myśl, że choroba pierwszego podopiecznego, który zażąda pomocy, może być przyczyną naszej śmierci" (...)
"Odnośnie naszej skromnej liczby spodziewamy się, że znajdą się jeszcze dziewczęta, które z miłości ku Bogu nie zawahają się dzielić z nami trud i czuwania nocne, nie będą się lękać wyziewów zarazy i ofiary z życia w kwiecie wieku. "[6]
Matka Maria żyła świadomością, że każdy jej czyn spełniony z miłości do człowieka ma tajemnicze ale prawdziwe odniesienie do Chrystusa, który ma być miłowany nie tylko uczuciem, ale także świadczeniem miłości miłosiernej ludziom, Jego braciom, kimkolwiek są. Nie było to zwykłe wypełnienie przykazania miłości. Było to spełnienie wewnętrznej potrzeby wyrażenia miłości Zbawiciela właśnie w trosce o ludzi, tworzących z Nim jedność Ciała. Matka Maria pojęła głęboko, że miłość Boga nie oddala od miłości człowieka, lecz ją ujmuje w nowy sposób i najpełniej uzasadnia.
Naśladując Chrystusa Matka Maria przejęła się potrzebami drugiego człowieka zwłaszcza jego cierpieniem, chorobą, bezradnością i wyszła mu naprzeciw; intuicyjnie potrafiła wyczuć jego zatroskania, rozgoryczenia i rozczarowania. Biskup Opolski podkreślił, że Matka Maria „odpowiadając twierdząco na wezwanie Boga wyrażone w łasce powołania, koncentrowała się na człowieku chorym. I w tym chorym człowieku usiłowała zawsze zobaczyć - jak powiedziałby Ojciec Święty Jan Paweł II - Oblicze samego Chrystusa, i o to Oblicze się oprzeć.” [7]
b) Ukazywała matczyną troskliwość Kościoła
Matka Maria osobiście odwiedzała chorych i troszczyła się o nich jak matka, wzywała lekarza, zdobywała leki, przygotowywała posiłki. Ten widoczny element macierzyńskiej opiekuńczości stanowi kolejną charakterystyczną cechę jej postępowania.
Zdolność do macierzyństwa to najwspanialszy zamysł Boży wobec każdej kobiety. Równie ważne bowiem jak macierzyństwo fizyczne, jest macierzyństwo duchowe, które oznacza podtrzymywanie życia w innych ludziach poprzez dar z siebie: obecność, trwanie, miłość, oddanie, troskę o innych aż do samozaparcia... W tym sensie każda kobieta jest matką. Jest matką także każda zakonnica, która swoje powołanie do macierzyństwa realizuje karmiąc ludzi Bożą miłością.
Matkę Marię jeszcze za życia ziemskiego nazywano drogą i niezapomnianą Matką, kochaną Matką wszystkich. Tytuł matka nie wypływał tylko z urzędu jakim została obdarzona przez siostry podczas pierwszej w historii Zgromadzenia Kapituły Generalnej (1959 r.). Była Przełożoną Generalną Zgromadzenia, ale bardziej jeszcze była jego matką. Jedno z pism okólnych kończy słowami: z zapewnieniem mojej wiernej szczerej, matczynej miłości, polecam i zamykam wszystkie w Boskim Sercu.[8] Matka Maria nieustannie troszczyła się o biednych, chorych i sieroty, ale także o swoje córy duchowe. Słowo „matka” używane przez nią przy podpisywaniu pism kierowanych do sióstr, słowo „matka” używane przez siostry i tych wszystkich, którzy się z nią spotykali, jest wyrazem jej macierzyńskich uczuć, którymi obejmowała rodzinę zakonną i wszystkich, którym służyła. Była obecna wśród chorych i potrzebujących i w trosce o nich poświęcała siebie samą. Nie nakazywała siostrom zajęcie się biednymi i chorymi, bo ten bezosobowy sposób postępowania pozbawiłby ją bycia razem z tymi, którzy cierpią wskutek choroby, biedy materialnej i duchowej. Zawsze za czynem stała jej osoba.
Siostra Cyryla relacjonuje: Matka była bardzo współczująca i miłosierna dla ubogich – cierpiących i potrzebujących. Ubodzy często wyczekiwali, by osobiście z nią rozmawiać.[9]
Matka Maria była gotowa do dzielenia losu z cierpiącym, przejęła na siebie cierpienia i niedostatek drugiego człowieka i uczyniła z tego własną sytuację egzystencjalną. Taki szczegół z życia Matki Marii przekazała Siostra Stefania: Miała szczególne zamiłowanie do ubogich. Kiedy pewnego razu Matka wróciła z kościoła do domu, przy furcie stała uboga kobieta, która prosiła o buty. Matka zdjęła swoje buty i dała proszącej. Innym razem wydała biednym ostatnie ziemniaki i ostatni kawałek słoniny, który jeszcze był w domu. Jeszcze innym razem pewna chora prosiła o parę groszy. Tej chorej Matka wysłała ostatnie 20 srebrnych groszy.[10]
Siostra Teresa Lorenz pisze: Pewnego razu, gdy miała tylko jedną markę przyszedł ubogi i prosił o wsparcie. Maria odpowiedziała: Mam tylko jedną markę, tę wam daję. Chętnie dałabym więcej, lecz nie posiadam.[11]
Matka Maria z niewypowiedzianym zaangażowaniem oddała swoje buty, wydała to, co było już jedyne, ostatnie w domu. Siostra Teresa relacjonuje: Matka Maria była kochana i serdeczna dla każdego człowieka, szczególnie jednak dla ubogich: dawała im wszystko, co tylko mogła. Byłyśmy bardzo biedne i często nie miałyśmy ani grosza. Pewnego razu poleciła mi udać się do kaplicy i pukać do tabernakulum. Powiedziała mi: Teresko, módl się, nie mamy nic dla biednych ... Często chciała być bogatą, by móc pomagać wszystkim ludziom. Wielkim bólem napełniała ją świadomość, że nie może pomóc wszystkim ubogim [12].
Można powiedzieć, że Matka Maria miała nawet większy udział w cierpieniu niż ten, kogo ono bezpośrednio dotknęło, gdyż przeżywa w pełnej świadomości to wszystko, czego cierpiący, otępiały z bólu nie potrafił już odczuwać. Taka wspólnota z cierpiącym czyni możliwym przyniesienie mu pociechy i ulgi. Słowa i czyny nie mają wówczas charakteru zdawkowego, lecz płyną z miłości. Jedna z sióstr pisze: Przybyła do nas kandydatka i przyniosła z domu podwójne dukaty. Wręczyła je z radością Wielebnej Matce Marii. Matka Maria powiedziała zaraz: Ten podwójny dukat poślę natychmiast biednej pani NN., jest w wielkim kłopocie finansowym; ona pomodli się za nas. Bóg pobłogosławił ten czyn.[13] Miłosierdzie Matki Marii wobec drugiego było natychmiastowe. Otrzymanego daru nie zatrzymała dla siebie, nawet by się przez chwilę cieszyć podarowanym groszem. Natychmiast wysłała osobie będącej w potrzebie.
Bóg miłuje ubogich. Drodzy są Mu ci, którzy nie mając własnych zasobów, uczą się polegać na Opatrzności Bożej. Podejmując dzieła miłosierdzia Matka Maria miała świadomości niedostatku, czy wręcz braku zasobów materialnych. Wszystko zawierzyła Opatrzności Bożej: idź do kaplicy i pukaj do tabernakulum, a to, co zostało ofiarowane chętnie przekazywała dalej. Ostatni grosz, ostatnie ziemniaki, ostatni kawałek słoniny, nawet własne buty, które zdjęła z nóg i dała proszącej kobiecie, wszystko to było w rękach Matki Marii jak chleb i ryby w rękach Jezusa nad Jeziorem Galilejskim14]. Matka Maria potrafiła stawać się ubogim narzędziem Bożej miłości i jego troski. Była głęboko przekonana, że sam Bóg uzupełni to czego brakuje zarówno pod względem duchowym jak i materialnym: czyńmy co w naszej mocy, resztę Bóg uzupełni [15]
Rzeczywiście, z różnych stron napływały datki materialne i pieniężne; włączali się bogaci i biedni, by drzewo miłosiernej miłości, które wyrosło w Nysie na Śląskiej Ziemi, mogło zakwitnąć i wydać owoce.
5. Podejmowała posługę nawet w najtrudniejszych warunkach
"Wstanę, po mieście chodzić będę, wśród ulic i placów, szukać będę ukochanego duszy mej" (Pnp 3, 2). To wyznanie rozmiłowanej Oblubienicy z Pieśni nad pieśniami, jeden z kapłanów przypisał Matce Marii, podkreślając, że w jej życiu i dziele były ściśle złączone: miłość ludzkiej godności i szukanie Boga, godnego miłości najwyższej. Jej służba człowiekowi choremu była bardzo oryginalna. Była to nowa postać gorliwości i miłości chrześcijańskiej, która wychodzi na spotkanie ludzkich niedostatków i cierpień. W jednym z przemówień Biskup Opolski powiedział: Maria wyszukiwała i odwiedzała chorych w ich domach; wszystkich, bez wyjątku pielęgnowała z bezwzględnym oddaniem. Wegetowali oni w ukryciu, w biedzie, nie mając środków by podjąć leczenie szpitalne. Chodzenie po domach i wyszukiwanie chorych tam ukrytych było w XIX wieku czymś dziwnym, wyjątkowym, oryginalnym, czymś nowym. Wbrew dotychczasowym zwyczajom zdobyła się też na odwagę, aby jako kobieta wraz ze współsiostrami otaczać opieką chorych mężczyzn i chłopców. Nie cofnęła się przed trudami, byleby tylko móc służyć Chrystusowi w człowieku cierpiącym. Jej służba człowiekowi nie znała granic[16] i kazała jej rezygnować z oparcia w zaciszu uregulowanego życia we wspólnocie zakonnej[17], aby być w nieustannej dyspozycji i gotowości służenia pomocą chorym i opuszczonym. Przeniknięta takim duchem Matka Maria i mała nyska wspólnota przy ówczesnej ul. Szkolnej (dzisiaj J. Sobieskiego), przyciągała kolejne nowe członkinie, w których obudziło się uczucie miłosierdzia i solidarności wobec bolesnych sytuacji ludzkości[18].
6. Była obecna i zachęcała swoje córki duchowe, by czyniły podobnie
Siostra Alfonsa pisze: Byłyśmy szczęśliwe, gdy mogłyśmy pójść z Wielebną Matką do gimnazjum, by prać i płukać bieliznę[19], zaś Siostra Teresa relacjonuje: Często wieczorem przygotowywała w wielkim koszu chleb, masło, ziemniaki i z kilkoma siostrami zanosiła do potrzebujących. Często zanosiłyśmy do biednych pełne kosze drewna.
Te świadectwa podkreślające czynne zaangażowanie Matki Marii, zwracają naszą uwagę na jeszcze jeden szczegół – na obecność nie tylko wśród biednych, ale i wśród sióstr – swoich córek duchowych. Pan Jezus w swoim ziemskim życiu przestrzegał zasady obecności wśród uczniów niezwykle konsekwentnie. Mogli oni obserwować Go siedzącego za stołem, płaczącego przy grobie, krańcowo zmęczonego, z czułością obejmującego dziecko, widzieli jego zachowanie przy chorych, przy błagających o litość, czekających na uzdrowienie, byli też świadkami Jego polemik i porządków jakie robił w świątyni. O dowartościowaniu obecności świadczy także staranne przygotowanie uczniów do rozstania się z Mistrzem - Mowa Jezusa w Wieczerniku[20]. Wynika z niej jasno, że według Chrystusa obecność jest nieodzowna w przygotowaniu uczniów do pełnej samodzielności. To przygotowanie zakłada również świadome rozstanie się z Mistrzem, które jednak nie zrywa z Nim więzi. Jezus jest nadal obecny w Piśmie Świętym, w sakramentach, zwłaszcza Eucharystii i w sercach ludzi świętych.
Relacje Sióstr o Matce Marii świadczą, że nie musiała wiele tłumaczyć: To było wspaniałe, gdy wieczorem w czasie rekreacji siedziałyśmy u nóg Drogiej Matki – pisze siostra Alfonsa, a siostra Teresa informuje nas: gdy zeszłyśmy się wieczorem, chętnie opowiadała nam coś ku zbudowaniu lub czytała legendy (żywoty świętych). Poprzez swoją obecność i dzielenie się doświadczeniem, Matka Maria wychowywała siostry do podejmowania czynów miłosierdzia wobec najbardziej potrzebujących. Siostra Teresa relacjonuje: Gdy Matka Maria wracała z kościoła do domu (...) często kupowała dla biednych mięso, kawę, chleb, po drodze zanosiła im to osobiście i wręczała z taką serdecznością, że ci starzy ludzie płakali z radości i nazywali ją powszechnie „kochaną Matką wszystkich”. Matka Maria była realnie obecna, ofiarowała swój czas dzieciom, przygodnie spotkanym, okazywała im swoje naturalne zainteresowanie sprawami, rozmawiała z nimi, aby tylko nikt nie czuł się odrzuconym.
Siostra Cyryla z pewną dozą bólu pisze: nie miałam szczęścia przebywać długo czy też często spotykać się z naszą Matką, jednocześnie jednak bardzo dobrze zapamiętała, że: była bardzo współczująca i miłosierna dla ubogich – cierpiących i potrzebujących. Ubodzy często wyczekiwali, by osobiście z nią rozmawiać.[21]
Siostra Alfonsa wspomina: byłam jeszcze bardzo młoda, a wtedy tak łatwo się zapomina. Najlepiej pamiętam, jak jeździłyśmy wozem do Prudnika lub Głubczyc, albo do krewnych do Wierzbięcic; to było wspaniałe, lub też gdy wieczorem w czasie rekreacji siedziałyśmy u nóg Drogiej Matki. To były cztery piękne lata, które przeżyłyśmy w ukochanej Nysie; było to ściśle rodzinne życie. Byłyśmy szczęśliwe... dlaczego? - zapytamy... i tu siostra podaje to co już zostało wcześniej powiedziane: bo mogłyśmy pójść z Wielebną Matką go gimnazjum, by prać i płukać bieliznę.22]
Siostra Agapa bardzo dobrze zapamiętała jej: prawdziwie matczyną troskliwość przy przyjęciu do kandydatury, gorące współczucie, pełne miłości roztropne traktowanie, troskliwą opiekę duchową i fizyczną23].
7. Kochająca matka sióstr
Znakiem przynależności do Chrystusa jest wzajemna miłość: Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali (J 13,35). Pan Jezus ogłosił ją w wieczerniku jako nowe przykazanie. Do tej miłości tęskni serce każdego człowieka, nie mniej jest to miłość trudna. W pewnej mierze opiera się ona na miłości naturalnej i jest zawarta w przyjaźni. Wymaga ona gotowości do ofiarnej służby, zdolności przyjęcia bliźniego takim jakim jest, bez osądzania go, umiejętności przebaczania nawet siedemdziesiąt siedem razy tzn. stale (por. VC 42).
W ostatnim swoim piśmie okólnym z 1872 roku Matka Maria wystawia piękne świadectwo o swoich córkach duchowych: "Ku chwale Bożej mogę powiedzieć, że większość moich kochanych Sióstr jest dobra, zna swoje powołanie i wypełnia je w miarę sił."24] Matka Maria potrafiła zauważyć, że wspólnoty elżbietańskie są przeniknięte jednym duchem i jednym sercem (por. Dz 4,32), nie obawiała się o tym napisać i za to dziękowała Bogu. Siłę i moc do miłości, do jedności, do wzajemnej akceptacji siostry czerpały z Boga: karmiły się Słowem i Eucharystią, umacniały modlitwą i w cotygodniowym sakramencie pokuty.
Matka Maria była też świadoma, że życie wspólne nie jest wolne zmagań, takich czy innych trudności. Pisze też: Niestety są jednak siostry niemiłe, nieuprzejme, gadatliwe i przez to przysparzają wiele okazji do ćwiczenia się w cierpliwości[25]. Tym siostrom Matka Maria proponuje zastanowienie się nad sobą i szukanie pomocy w spotkaniu z Bogiem, pisze: Bóg nikomu nie odmawia swej pomocy, przy wytrwałej modlitwie możemy pokonać złe nawyki i zdobyć pokój serca.
W zgodnym życiu z osobami, które są przyczyną cierpień dla współsióstr i zakłócają jedność życia wspólnotowego widziała okazję do pogłębienia ludzkiej i chrześcijańskiej dojrzałości, stąd też zachęcała: "Pomne własnych błędów, uczmy się od Serca Jezusowego ze szczególną cierpliwością znosić słabości naszych bliźnich, wówczas już tu nagrodą będzie pokój wewnętrzny i zewnętrzny, a na końcu życia, Bóg pokoju - ufamy Jego miłosierdziu - da udział w wiecznym pokoju."26], a trzy lata później pisze: "Ćwiczmy się w szczerej miłości Boga i bliźniego, w pokoju i zgodzie, w serdecznym współczuciu, we wzajemnej cierpliwości, w pełnym miłości znoszeniu duchowych i fizycznych ułomności...słabości"27]
Natomiast w sytuacjach zagrażających jedności we wspólnym życiu zaleca, by siostry prosiły Boga, "aby użyczył miłości i zaufania, gdyż podejrzenie i nieufność (...) zrywają więź, która łączy nas wszystkie w miłości chrześcijańskiej"28].
Ojcowie pustyni wyjaśniali tę sprawę w ten sposób: „Jeśli drzewem nie wstrząsną wiatry, to nie rośnie ono i nie zapuszcza korzeni. Tak też ma się sprawa z mnichem: Jeśli nie jest kuszony i nie opiera się pokusom, nie stanie się człowiekiem” (N 396). Św. Augustyn pisze: siła chrześcijanina to nie tylko czynienie dobra, ale także znoszenie zła.[29]
Siostra Pulcheria przekazała nam, że Matka Maria: miała serce dla każdej poszczególnej Siostry i potrafiła pomóc każdej zgodnie z jej potrzebami[30]. Siostra Agapa podkreśla, że Matka Maria: gorąco zachęcała do siostrzanej miłości[31].
O tę miłość pytała również w czasie wizytacji placówek. Kolejne pytanie skierowane do siostry to sprawa cierpienia, dolegliwości fizyczne i duchowe, pytała nawet o szczególne pragnienia.[32] Również w rozdziale 20 Konstytucji pod zmiennym tytułem: "Miłość siostrzana" aż w 10 punktach omówiła sprawę wspólnoty zakonnej.
Miłosierną miłością Matka Maria obdarzała nie tylko młodsze siostry, ale z matczynym zatroskaniem podchodziła do starszych i schorowanych sióstr. Dla nich zatroszczyła się o odpowiedni dom, fundusz na leczenie zdrowotne, a w Konstytucjach poświęciła aż 13 punktów, których treść świadczy o jej wielkim szacunku do osób starszych i chorych.
8. Wytrwale pełniła swoją misję
Poczucie odpowiedzialności i powaga z jaką Matka Maria traktowała wszystkie obowiązki nie pozwalały jej w sytuacjach trudnych wyręczać się innymi, lecz sama ponosiła trudy i troski związane z załatwieniem spraw skomplikowanych, czasami nieprzyjemnych, itp.
W takich sytuacjach zawsze liczyła się z wrażliwością i potrzebami każdego człowieka, nie przemilczała jednak nigdy wymogów przesłania Ewangelii, że drugi człowiek to alter Christus. W swoim świadectwie o Matce Marii, Siostra Teresa pisze: Matka Maria troszczyła się bardzo o jedzenie dla ubogich i chorych. Pilnie zbiegała, by wszystko było starannie przygotowane. Jeśli kucharka coś zaniedbała, wówczas otrzymywała surowe upomnienie i naganę. Mawiała między innymi: Dla biednych, którzy przychodzą w miejsce Boga, jedzenie musi być dobre i smaczne. Cieszyła się niezmiernie, że biednym mogła dać dobre jedzenie.
Zdarzało się, że była bardzo surowa, gdy któraś Siostra nie wywiązała się ze swego obowiązku lub gdy przeoczyła coś u chorego. Upomnienie było nieraz ostre. To spotkało pewnego razu dwie Siostry. Jednak po dwóch godzina im to wynagrodziła.[33]
Natomiast Siostra Pulcheria wspomina: Uwagi odnośnie moich błędów wywarły na mnie głębokie wrażenie. Jeszcze teraz kocham ją serdecznie.[34]
Matka Maria potrafiła zrezygnować z wielu rzeczy, by za tę cenę nieść pomoc potrzebującym.
Siostra Pulcheria relacjonuje: Posiadała prawdziwie elżbietańskie serce dla wszystkich ubogich i chorych. Nie zaczynała prędzej swego talerza zupy, dopóki nie była pewna, że czy ta lub owa chora otrzymała już swoją porcję.[35]
Siostra Teresa wspomina: Matka Maria często powtarzała: «Siostry to co dajemy, musi być dobre. Wstydzić byśmy się musiały, gdyby Zbawiciel stanął przed nami w starym ubraniu lub koszuli, którą od nas otrzymał. Wówczas biada nam w dniu sądu». (...) wydawała również biednym swoje rzeczy, których jeszcze nie używała.[36]
Potrzeby i życiowe doświadczenie dyktowały coraz to nowe zadania i formy pracy rozwijającemu się Zgromadzeniu Sióstr św. Elżbiety. Matka Maria z jednej strony wykazywała wielką troskę o zachowanie istoty charyzmatu, a z drugiej wielkodusznie i odważnie podejmowała nowe zadania: "Gdy otwiera się dla nas nowe pole pracy i możemy rozszerzyć działalność na inne tereny, gorąco pragnę, na ile nasze siły pozwolą, byśmy tam pracowały na chwałę Bożą i dla dobra cierpiącej ludzkości”[37].
Siostry udzielały pomocy i dostarczały pożywienia chorym i osobom w podeszłym wieku, bardzo często podejmowały nocne czuwania w domu chorego, który nie miał dostępu do zbyt drogiego lub przepełnionego szpitala. Opiekowały się dziećmi w różnym wieku, organizowały nauczanie podstawowe i zawodowe. Konieczna okazała się współpraca z duszpasterzami w niedostatecznie obsadzonych parafiach, często w środowiskach niekatolickich i nieprzychylnych życiu zakonnemu. Szczególną aktywność wykazywała podczas epidemii i innych nieszczęść losowych, a gdy chodziło o ratowanie duszy to posyłała chociaż jedną siostrę. Inną potrzebną formą okazania miłosierdzia stała się pielęgnacja rannych żołnierzy w polowych lazaretach i na frontach wojen prowadzonych w XIX wieku przez Prusy z Danią, Austrią i Francją, a następnie w szpitalach wojskowych.
Matka Maria praktykowała miłość bliźniego w sposób namacalny i wzorcowy. Swą postawą ujmuje także ludzi dzisiejszych czasów, w tym również młodzież, która uważa ją za autorytet.
Miała zawsze otwarte serce. Sama jak i poprzez siostry wnosiła do domu chorego wiele radości tak iż mimo łez, cierpiący potrafili się uśmiechnąć.
7. Ze wszystkich sił trudziła się dla biednych sierot
Nie lękajcie się przyjąć w imię Chrystusa tych najmniejszych (por. Mk 9,37)
Matka Maria sama doświadczyła braku ojca, który zmarł 9 miesięcy po jej urodzeniu, w czerwcu 1818 roku. Wraz z mieszkańcami Nysy dzieliła biedę, która dotknęła jej naturalną rodzinę po śmierci ojca, jedynego żywiciela. W aktach szkolnych odnotowano jej dane personalne w grupie dzieci pochodzących z niezamożnych rodzin, których nie stać było na opłacenie elementarnej edukacji. Maria nie zamknęła się w sobie, ale ufając Bożemu Miłosierdziu swoje życie poświęciła chorym, najbardziej potrzebującym i biednym sierotom, które miały szczególne miejsce w jej sercu. Sieroty, dzieci bezdomne, którym należało zapewnić opiekę, zgromadziła w Domu Macierzystym w Nysie.[38]
Siostra Teresa pisze: Serdecznie kochała sieroty. Często dopuszczała je do siebie, by sprawić im radość, mimo, że nie dysponowała większymi środkami. Ubierała je zawsze ładnie i zastępowała im matkę w pełnym tego słowa znaczeniu. Gdy które z dzieci zachorowało, pielęgnowała je troskliwie i z miłością. Często mawiała: „Dla biednych dzieci powinnam być matką”. Gdy miała coś dobrego, chętnie dzieliła się z dziećmi.
Opiekę nad biednymi dziećmi zainicjowała również na placówkach Zgromadzenia. Dzieło charytatywne rozwijało się mimo biedy i trudności.[39] W Księdze zmarłych sióstr o Matce Marii odnotowano co następuje: Pomna na to by oddać się całkowicie dziełom miłości bliźniego zamknęła swoje życie w akcie heroicznym. Na łożu śmierci poleciła, aby do naszego klasztoru przyjęto i pielęgnowano ubogą dziewczynę chorą na ospę.[40]
8. Dar z siebie
W mowie pogrzebowej ks. A. Schwalme, spowiednik Matki Marii powiedział o niej: Oddała życie swoje w służbie biednym i cierpiącym, uczynki miłosierdzia uczyniła zadaniem swojego istnienia, udzielała opieki i pielęgnacji Panu samemu w Jego chorych, nie tylko raz, lecz setki, tysiące razy[41]. Biedni i opuszczeni chorzy obejmowani troską Matki Marii czuli, że są miłowani, że dotykają ich ręce serdecznie zatroskane, ręce tej, której zależy na ich dobru i ludzkiej wartości. Właśnie tak świadczona miłość podtrzymuje wiarę w dobro w obdarowanym, wiarę w wartość jego własnego człowieczeństwa, przywraca poczucie własnej godności. Życie i dzieło Matki Marii jest świadectwem, że nieustannie istnieje potrzeba daru z siebie w miłości. Dla nas, Jej cór duchowych, ale także dla wszystkich kobiet, które w naszych czasach propagują egoistyczne wzory dla potwierdzenia swej osobowości kobiecej, Matka Maria jest znakiem i ukazuje, że tylko w darze z samej siebie i w zapomnieniu o sobie na korzyść drugiego człowieka możliwe jest zrealizowanie, w sposób autentyczny, Bożego planu wobec własnego życia.
III. Wierna naśladowczyni Chrystusa
1. Eucharystia i modlitwa siłą
Dokonywać będziecie rzeczy większych (por. J,14,12
Matka Maria była świadoma, że tylko przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie może świadczyć o miłosiernej miłości Boga. Od najwcześniejszych lat jej myśli, modlitwy i działania ożywiało jedno pragnienie: dawać świadectwo, że Chrystus swym miłosierdziem jest obecny i działa w swoim Kościele, opatruje rany skaleczonych na ciele i duszy, umacnia chorych... Matka Maria nauczyła się odkrywać Jezusa w Eucharystii i dlatego odkrywała Go także w braciach i siostrach, a w szczególności w najuboższych.
Bp L. Wahl powiedział o Matce Marii Merkert: Od samego początku starała się szczerze, by pierwsze i ostatnie chwile, w których była wolna od pielęgnacji chorych, spędzić jak Maria u stóp Jezusa, kierując swe myśli ku Bogu [42]. Po jej śmierci, w czasie wieczornego nabożeństwa ks. A. König, zauważył: Miejsce, z którego Droga Matka tak chętnie uczestniczyła w nabożeństwach wieczornych, jest puste[43]. To kapłani świadczą, że Matka Maria troszczyła się o to, by mieć codziennie wystarczająco czasu na spotkanie z Jezusem ukrytym w Najświętszym Sakramencie. Wpatrując się i trwając w spotkaniu z Jezusem Eucharystycznym, w Nim stawała się zdolna pokonać każdą trudność, przezwyciężyć każdy kryzys. Ona wiedziała, że od Jezusa pochodzi cała siła i moc do miłowania wszystkich, wśród których żyje i do których jest posłana. Dzięki Eucharystii Matka Maria umiała zwyciężać nienawiść miłością i przebaczeniem. Eucharystia była dla niej największą świętością, do której — dzięki dobroci i miłości Boga — człowiek może się zbliżyć. Dlatego nie wahała się, mimo sprzeciwu niektórych duchownych, prosić o erygowanie kaplicy z Przenajświętszym Sakramentem w nowych domach zakonnych.
Jeszcze w XIX wieku traktowano Eucharystię głównie jako przedmiot adoracji. Matka Maria zdawała sobie sprawę z ówczesnych przepisów co do korzystania ze stołu Eucharystycznego, stąd w Konstytucjach44] z wielkim pożytkiem dla duszy zalecała częstą Komunię świętą w ciągu tygodnia (przynajmniej dwa razy), a także w dni świąteczne; wyznaczyła również inne dni jak np. wszystkie święta maryjne i Apostołów, święto patronalne, św. Józefa, św. Augustyna, pogrzeb siostry, rocznica wstąpienia do Zgromadzenia, złożenie profesji, imieniny (K 11,1-2).
Chociaż nie pozostawiła rozważań na ten temat, całym swym życiem świadczy o umiłowaniu Eucharystii:
- posługiwała choremu, w którym widziała Chrystusa, sercem czuwała przy tabernakulum, a gdy tylko była wolna śpieszyła do kaplicy,
- miała odwagę „pukać do tabernakulum”, szukając pomocy u Jezusa, a także innych zachęcała do takiej postawy,
- zabiegała, nie bez trudności, o kaplicę z Najświętszym Sakramentem nie tylko dla nyskiego domu, ale także na poszczególnych placówkach i zachęcała do adoracji,
- w trudnych warunkach (zwłaszcza w diasporze) zabiegała, by dom zakonny był możliwie blisko kościoła,
- zachęcała do częstego wzbudzania gorącego i żywego pragnienia przyjęcia Jezusa Eucharystycznego, komunia duchowa (K 11,6).
Warto jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że Matka Maria zanim wybrała się do chorych, szła do kaplicy, aby się za nich pomodlić. Naszą posługę u chorych powinna poprzedzać modlitwa w ich intencji. Matka przypomina o tym w pierwszych Konstytucjach: Siostry wybierając się do domów chorych w pokornej modlitwie poproszą o pomoc... (K 7,9).
Zachęcanie do modlitwy za wszystkich ludzi jest również jednym ze sposobów, w jaki Bóg okazuje swoje miłosierdzie. Bóg pragnie, aby nasze modlitwy były ofiarowane za cały świat.
2. Serce przemienione
"Bóg jest moim dobrym Ojcem i spogląda na mnie z miłością", napisała Matka Maria w 1860 roku. Miłosierdzie, które przyjęła od Boga czyniło ją wrażliwą na cierpienia innych. Ona pomagała innym z potrzeby przemienionego serca. Na ile człowiek poddaje się Bożemu miłosierdziu i decyduje się współpracować z Bogiem, na tyle jego życie zaczyna się upodabniać do Chrystusa. Matka Maria miłowała bliźnich tak, jak Jezus ją umiłował. Dlatego wszystkie swe siły ofiarowała w służbie drugiemu człowiekowi. Czyż nie wyrażają to Jej słowa: jesteśmy zdecydowane ze zdwojonym nawet zapałem poświęcić swe siły.... możemy to wyrazić językiem współczesnym: ubodzy, chorzy, bierzcie i korzystajcie z moich sił, moich umiejętności, moich zdolności, mojego serca, mojego czasu. Wszystko to daję do waszej dyspozycji. W tych słowach niejako brzmi echo oddania, z jakim Chrystus w Wieczerniku ofiarował samego siebie Uczniom wszystkich czasów. Tego ducha Matka Maria Luiza Merkert przekazała Zgromadzeniu Sióstr św. Elżbiety.
Matka Maria i nas zaprasza do przebywania z Jezusem i poznawania Jego miłości. Wzywa nas również do okazywania miłości i miłosierdzia innym ludziom, także wtedy, gdy nie spodziewamy się wzajemności. Wymaga to codziennego stawania przed Panem w poczuciu, że jeśli On nie wleje swej miłości w nasze serca, nie będziemy mieli czym się dzielić. Im więcej czasu poświęcimy na kontemplowanie bezwarunkowej miłości Ojca, tym skuteczniej będzie ona kruszyć nasze serca, a my same będziemy z coraz większym przekonaniem dzielić się z innymi tą miłością, która nas przemienia.
3. Miłość, która trwa i przenosi się do wieczności
Nad mogiłą Matki Marii ks. F. Neumann, proboszcz przy kościele parafialnym św. Jakuba w Nysie, powiedział znamienne słowa: Jej miłość Boga i ludzi działa nadal i unosi się do Boga jako wzrastająca ofiara dziękczynna.[45] W tajemnicy świętych obcowania Matka Maria jest z nami, duchowo możemy się z nią porozumieć, a wzajemna miłość przenosi się do wieczności. My, tu na ziemi możemy oczekiwać pomocy Matki Marii z tamtego świata i przeciwnie, Matka Maria stamtąd może wpłynąć na nasz los, wstawiając się za nami u Boga. Potwierdzają to słowa ks. Königa, który niejako użyczył swoich ust Matce Marii: ... moja miłość pozostanie z wami, a u Tronu Miłości miłosiernej i łaski mogę skutecznie prosić za wami;
... mój duch jest z wami, a jeśli jestem wam rzeczywiście drogą, to pozostanę wśród was w pamięci i modlitwie, a mój przykład będzie wam drogowskazem .[46]
A w imieniu sióstr powiedział:
My twoje córy chcemy jednoczyć z Tobą w miłości i modlitwie, a kiedyś zjednoczone z Tobą, na wieki wychwalać ojcowską dobroć Boga.[47]
Matka Maria dała wspaniały przykład współdziałania kobiet w prorockiej misji Kościoła. To Chrystus wzbudził w niej pragnienie służenia Mu sercem niepodzielnym i powołał ją, aby z miłości ku Niemu służyła Mu w Jego braciach potrzebujących – najbiedniejszych i najbardziej opuszczonych. To Boże wezwanie Matka Maria usłyszała i całkowicie posłuszna Jego woli, porwana miłością ku Bogu wielkodusznie poszła za tym powołaniem, trwając w nim mimo licznych przeszkód i niezrozumienia. Tajemnica miłosiernej miłości dopełniła się w dniu jej śmierci 14 listopada 1872 r. Bardzo licznie zebrani opłakiwali odejście „kochanej Matki wszystkich”, ale dzięki rozwiniętej działalności, przez siostry żyjące Jej duchem, najbardziej potrzebujący nadal doświadczają miłości miłosiernej, a ona jest drogowskazem – znakiem Chrystusowego miłosierdzia.
W życiu Matki Marii Bóg ukazał Kościołowi i wszystkim ludziom dobrej woli, czego może dokonać miłosierna miłość Chrystusa rozlana w sercu człowieka, który całkowicie oddał się Bogu, a Nim i przez Niego najbardziej potrzebującym.
Za jej przykładam trzeba nam kroczyć odważnie obraną drogą, niech nas nigdy nie powstrzymują trudności. Chrystus, Miłosierny Samarytanin, niech będzie najlepszym przykładem do naśladowania dla każdej Siostry św. Elżbiety, córki duchowej Śląskiej Samarytanki . Ona także wskazała nam, by naśladować Maryję, która wybierając się „z pośpiechem", aby pomóc swej krewnej Elżbiecie, stała się zwiastunką radości i zbawienia. Niech Ona nauczy nas pokornej i czynnej miłości i wyprosi dla nas u Boga łaskę dostrzegania Go w ubogich i cierpiących.
Wypłyńmy więc na głębokie, przemieniające wody Bożej miłości i łaski, a ujrzymy odnowę naszej prowincji, naszego Zgromadzenia, Kościoła i całego świata.
IV. Sprawa na dziś
I dzisiaj potrzebni są ludzie sprawujący opiekę nad nieuleczalnie chorymi – dziećmi, młodzieżą, ludźmi w podeszłym wieku cierpiącymi z powodu chorób nieuchronnie prowadzących do śmierci. Trzeba objąć opieką nieuleczalnie chorych w miejscu ich zamieszkania, gdy rodzina i lekarze podjęli decyzję o zakończeniu leczenia szpitalnego. Tak jak w XIX wieku, tak i dzisiaj chorzy oczekują i potrzebują czuwania, które trwa 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu i to bezpłatnie. Na przestrzeni naszej historii, Siostry aktywnie angażowały się w pomoc choremu obejmując jego fizyczne, emocjonalne, socjalne i duchowe potrzeby; podnosiły jakość życia chorego i wspierały najbliższą rodzinę. Pomagały także rodzinie przeżyć najtrudniejszy okres po stracie ukochanej osoby. Czyż w tej działalności nie widzimy tego co czynią dzisiaj hospicja. Czyż tę działalność rozpoczętą w XIX wieku nie nazwałybyśmy dzisiaj opieką paliatywną?, której celem nie jest przedłużanie ani skracanie życia, ale poprawa jego jakości, a przede wszystkim dostrzeżenie drugiego człowieka czyli „nowa wyobraźnia miłosierdzia” jak to nazwał Sługa Boży Jan Paweł II.
Zasadniczym wyzwaniem, wobec którego stoimy dzisiaj, jako Siostry św. Elżbiety i córy duchowe Matki Marii Luizy Merkert, to kwestia jednoznacznej tożsamości, wyrażającej się w pytaniach:
- jak być Siostrą św. Elżbiety dzisiaj?
- co robić, aby nie utracić tego, co w kontynuowaniu naszego charyzmatu jest najbardziej istotne i co odróżnia go od charyzmatów innych zgromadzeń?
Żyjemy w świecie zsekularyzowanym, który na rozmaite sposoby stara się naszą chrześcijańską tożsamość „rozcieńczyć”, a w ślad za tym, także naszą tożsamość zakonną. Szerzą się modele religijności selektywnej; najlepiej bez ofiary i poświęcenia, z mentalnością tego świata – typu „tak, ale..”. W kontekście europejskim Ojciec Święty Benedykt XVI często mówi o „chrześcijaństwie zmęczonym”, które utraciło odwagę bycia sobą ... Czy i my nie czujemy się zmęczone? Co w tej sytuacji należy czynić? Przede wszystkim za wezwaniem św. Pawła musimy na nowo przypatrzeć się naszemu powołaniu (por. 1 Kor 1,26) Innymi słowy, trzeba wracać do źródeł prawdy o tym kim jesteśmy ze swego powołania i jaka jest nasza misja w Kościele. Przed 136 laty Matka Maria napisała: Świat rzeczywiście jest w złym położeniu, a jego nędza duchowa i materialna jest tak wielka, że my, które obrałyśmy dobrowolnie powołanie, które zmusza nas do obcowania z nim, jesteśmy przynaglane, by pokazać, że chcemy wszystkim czynić wiele dobra i wszystkich kochać w Bogu; a jeśli już nic nie możemy uczynić, chciejmy przynajmniej za nich się modlić[48]” Trzeba nam wsłuchać się w głos naszej (dzisiaj już błogosławionej) Matki i w kontekście jej słów skonfrontować nasz poziom postaw życiowych, czy wiem kim jestem? i czy biorę odpowiedzialność za to kim jestem?, bo za wiarą musi iść życie i konkretne decyzje. W centrum zaś znajduje się doświadczenie osobistego spotkania z Bogiem. Nie można też zapominać, iż w tożsamość chrześcijańską wpisana jest głęboka cecha „znaku sprzeciwu”. Nie wolno nam upodabniać się do tego świata (por. Rz 12,2). Musimy być ewangelicznym zaczynem w świecie i mieć odwagę pójścia pod prąd. Kardynał J. Ratzinger powiedział kiedyś dosadnie: „uczniowie Chrystusa winni być solą, a nie cukrem ziemi”. Podobnie jak dla chrześcijanina, tak i dla każdej Siostry św. Elżbiety kwestia tożsamości jest otwarta i nie da się jej rozwiązać raz na zawsze, bo raz dokonawszy wyboru, ciągle wybierać muszę. Oznacza to, że egzamin zdajemy codziennie, w każdej sytuacji. Niech przykład Jezusa miłosiernego i znak jaki jest nam dany w Matce Marii Luizie Merkert stanie się i dla nas zachętą do współczucia, zaangażowania w różne ludzkie biedy i niesienia nadziei. Niech sprowokuje nas do konkretnego działania, bo i przez nas Bóg pragnie czegoś dokonać, pragnie dokonać wielkich rzeczy. Miłość Jezusa nie zna granic. On mocą swego Ducha pragnie uczynić każdą nas narzędziem swego uzdrowienia i pokoju.
Refleksja
W jakich wymiarach wyniesienie Marii Luizy Merkert na ołtarze jest wskazaniem drogi świętości na dziś?
Do czego dziś wzywa nas ta Postać?
Czy dostrzegamy i znamy potrzeby otaczających nas ludzi?
Czy potrafimy się zatrzymać przy człowieku potrzebującym?
Czy jest w nas „wyobraźnia miłosierdzia”?
Jak być Siostrą św. Elżbiety dzisiaj?
do kogo jesteśmy dzisiaj posłane,
jaki jest nasz charyzmat, nasza misja,
co robić, aby nie utracić tego, co w kontynuowaniu naszego charyzmatu jest najbardziej istotne i co odróżnia go od charyzmatów innych zgromadzeń?
Czy jesteśmy czytelnym znakiem miłosierdzia?
oczekiwania Jezusa?
na ile dorastamy do oczekiwań wspólnoty: siostry chore, słabsze, osobowości trudne?
miłosierdzie wobec potrzebujących?
Nysa, 21 października A.D. 2005
s.M. Margarita Gabriela Cebula CSSE
[1] Jan Paweł II, Wstańcie i chodźmy, Kraków 2004, s. 148-149.
[3] W wypowiedzi Matki Marii brzmią słowa Psalmu 145: Pan jest dobry dla wszystkich i Jego miłosierdzie ogarnia wszystkie Jego dzieła (Ps 145,9).
[4] Serva Dei Maria Merkert, Decretum super virtutibus, Romae, die 20 mensis Decembris A.D. 2004
[5] Pismo Marii Merkert z 01 sierpnia 1869 r., E. Frankiewicz, Maria Merkert. Założycielka i Pierwsza Przełożona Generalna Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety 1817-1872, Wrocław 1982, dok. 204, s. 451 nn.
[6] Pismo Marii Merkert i Franciszki Werner z dnia 04 listopada 1850 r., E. Frankiewicz, Maria Merkert, dok. 72, s. 325 nn.
[7] A. Nossol, W służbie miłosiernej miłości, homilia Arcybiskupa, wygłoszona 29 listopada 2002 r. w kościele św. Jakuba w Nysie
[8] E. Frankiewicz, Maria Merkert, dok. nr 210, s. 460-461.
[9] Tamże, dok. nr 273, s. 535-536.
[10] Tamże, dok. nr 275, s. 536-537.
[11] Tamże, dok. nr 279, s. 539-541.
[12] Tamże, dok. nr 279, s. 539-541.
[13] Tamże, dok. nr 279, s. 539-541.
[14] Por. Mt 1,13-20; Mt 15,32-30; Mk 8,1-10; Łk 9,12-17; J 6,1-15
[15] Tamże, dok. nr 110, s. 369-370.
[16] A. Nossol, W służbie miłosiernej miłości, homilia Arcybiskupa, wygłoszona 29 listopada 2002 r. w kościele św. Jakuba w Nysie.
[17] Rezygnacja z klauzury w ścisłym tego słowa znaczeniu.
[18] Por. Jan Paweł II, Audiencja z 6 grudnia 1995 r. n. 4.
[19] Tamże, dok. nr 278, s.538-539.
[20] Por. Mowa Jezusa w Wieczerniku wg Ewangelii św. Jana.
[21] E. Frankiewicz, Maria Merkert, dok. nr 273, s. 535-536.
[22] Tamże, dok. nr 278, s.538-539.
[23] Tamże, dok. nr 277, s. 538.
[24] Tamże, dok. nr 240, s. 491-493.
[26] Tamże, dok. nr 210, s.460-461.
[27] Tamże, dok. nr 240, s. 491-493.
[28] Tamże, dok. nr 221, s. 472-473.
[29] Por. św. Augustyn, O Pasterzach, Kazanie 46,13.
[30] Tamże, dok. nr 276, s. 537.
[31] Tamże, dok. nr 277, s. 538.
[32] Tamże, dok. nr 242, s. 493-494.
[33] Tamże, dok. nr 279, s. 539-541.
[34] Tamże, dok. nr 276, s. 537
[36] Tamże dok. nr 279, s. 539-541.
[37] Pismo Służebnicy Bożej z dnia 15 czerwca 1863 r. do Arcybiskupa Gnieźnieńsko-Poznańskiego L. Przyłuskiego. E. Frankiewicz, Maria Merkert, dok. N.123.
[38] W Nysie już od 1845 roku z okazji Świąt Bożego Narodzenia siostry troszczyły się o grupę 24 biednych dzieci: W Śląskiej gazecie kościelnej czytamy: (...) W wigilię Bożego Narodzenia siostry nakarmiły 24 biedne dzieci (12 chłopców i 12 dziewczynek, po czym dzieci te otrzymały nowe ubranka. Od tego też dnia, na polecenie spowiednika, zgodnie z możliwościami ekonomicznymi przygotowywały obiad dla dwóch biednych rodzin, Schl. K. 12(1846) 1, s. 6 (dane za 26.12.1845 r.).
[39] Siostry prowadziły sierocińce: od 1855 r. w Bielawie dla ok. 13 dzieci; od 1859 roku w Dusznikach Zdroju dla ok. 18 dzieci; od 1862 r. w Prudniku dla 6 dzieci; w Domu Macierzystym w Nysie 20-25 dzieci; od 1866 r. w Kamieniu Krajeńskim i w Szwecji; od 1868 r. w Tucznie; także w Świdnicy, Królewcu i na trzech placówkach w Niemczech.[39] Opiekowały się dziećmi w żłobkach i przedszkolach: od 1858 w Głubczycach – 95-100 niemowląt; w Prudniku, Głogowie i na trzech placówkach w Niemczech, por. M. Cebula, Śląska Samarytanka Służebnica Boża Maria Merkert (1817-1872), w: Działalność społeczno-narodowa i polityczna kobiet na Górnym Śląsku w XX wieku pod redakcją naukową Heleny Karczyńskiej, Opole 1997, s. 228-233.
[40] APSEN II.3.1 (59), s.9
[41] E. Frankiewicz, Maria Merkert, dok. nr 255, s. 509-518.
[42] Tamże, dok. nr 269, s. 533.
[43] Tamże, dok. nr 257, s. 520-522.
[44] Ustawy czyli Konstytucye Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek w Nissie, 11§ 1-6
[45] E. Frankiewicz, Maria Merkert. dok. nr 256, s. 518-522.
[46] Tamże, dok. nr 257, s. 520-522.
[48] Pismo Marii Merkert z 01 sierpnia 1869 r., E. Frankiewicz, Maria Merkert, dok. 204, s. 451 nn.
|