Brazylia, wtorek 27 listopada 2007
Elżbietańskie Magnificat.
Wspominałem już kilka razy, że co jakiś czas moje misyjne drogi przebiegają obok domów zakonnych sióstr elżbietanek, które tu, w Brazylii, dzielnie pracują w Blumenau, Cabrobó, Maracanau i w Fortalezie. Pracują w duszpasterstwie, katechizują, opiekują się chorymi, są z ludźmi w podeszłym wieku i z porzuconymi sierotami. Ostatnio wiele się o siostrach elżbietankach mówiło, bo założycielka ich zgromadzenia, siostra Maria Luiza Merkert została beatyfikowana. Nasze siostry, Polki i Brazylijki, pojechały na tę uroczystość do Polski. Były, uczestniczyły, wiele widziały i przeżyły. Ponieważ z racji odpustu na cześć św. Elżbiety Węgierskiej mam okazję znów siostry odwiedzić w Fortalezie, zostałem zaproszony z kazaniami, słucham opowiadań z pierwszej ręki, raz po polsku, raz po portugalsku, o tym wszystkim, co wydarzyło się w Nysie. Tam bowiem dokonała się beatyfikacja. Bez wątpienia była to prawdziwa uczta duchowa. Przybyło na tę uroczystość kilkudziesięciu kardynałów i biskupów, około 300 kapłanów, 900 sióstr elżbietanek i kilkanaście tysięcy wiernych. Wprawdzie beatyfikacja dokonała się trzydziestego września, a teraz już prawie mija listopad, to mimo upływu czasu opowiadania są bardzo barwne, a dzielenie się wrażeniami intensywne. Dla sióstr Brazylijek polska rzeczywistość okazała się istnym szokiem. Do tej pory nadziwić się nie mogą ogromem ludzi w kościołach, ich wzorowym zachowaniem, ciszą, skupieniem, rozmodleniem. Słucham tego z prawdziwą dumą. Tu, w Brazylii, przed Mszą Świętą nie jest możliwe uciszenie ludzi w kościele. Nawet, jeśli przyjdzie garstka, to wraz z nią pojawia się rozgadanie, śmiechy, krzyki, wybuchy radości, czasami bardzo niekontrolowane. Inna z sióstr podziwia nasze dzieci, że takie śliczne i grzeczne. Kolejna zachwyca się śpiewami. Także ilość księży i ich liturgiczna poprawność zostały przez siostry Brazylijki dostrzeżone. Nawet bardzo nie narzekały, że nie dawano im fasoli i ryżu do jedzenia. Trudno jest bowiem normalnemu Brazylijczykowi obejść się, nawet kilka dni, bez tych podstawowych dla nich pokarmów.
Odpust ku czci św. Elżbiety to oczywiście tutejsza tradycyjna nowenna, tylko w dużo skromniejszym i normalniejszym wymiarze, bez balastu brazylijskich, niekiedy mało pobożnych naleciałości. Jeden z dni jest poświęcony świeżo beatyfikowanej założycielce. Tak się złożyło, że dzięki temu odpustowi mogłem się nieco bliżej przyjrzeć jej postaci. Gdy spogląda się na przebogate, pod względem duchowym, życie Marii Luizy Merkert, uderza jej niezwykła otwartość wobec człowieka potrzebującego. Słowa Jezusa: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" znalazły odbicie w całym jej posługiwaniu. W każdym potrzebującym człowieku po prostu widziała cierpiącego Chrystusa, któremu służyła wydając żywność, dzieląc się nawet ostatnim talerzem zupy i kromką chleba, stojąc przy łóżku umierających, ocierając łzy sierot, niosąc pocieszenie zrozpaczonym. Cokolwiek robiła, czyniła to w ciszy, bez rozgłosu, z wielką miłością i miłosierdziem. Opowiada się, że w środku zimy potrafiła oddać swoje własne buty jakiejś kobiecie o nie ją proszącej. Tu oczywiście, w tropiku, takie zachowanie nie jest do końca czytelne, bo można chodzić nawet bez butów. Dla nas zaś jest to gest wyjątkowo wymowny.
W dniu poświęconym Matce Marii, przed Mszą Świętą, dokonujemy uroczystego wniesienia jej relikwii. Wprowadzenia do tego aktu dokonuje siostra Teresa, przełożona wszystkich brazylijskich elżbietanek. W telegraficznym skrócie przypomina nam postać siostry Marii Luizy. Mini procesja składała się z siostry Faustyny, gorliwej opiekunki małych sierot, niosącej teraz dumnie relikwiarz, oraz z dzieci, które miały swoimi przebraniami symbolizować Polskę i Brazylię, gdzie idee Matki Marii Luizy są wcielane w życie. Za Polaka był przebrana dziewczynka, jedna z podopiecznych z sierocińca. Pierwotnie w roli Polaka miał wystąpić Bruno, ale nieco narozrabiał. Sielska atmosfera prysła, co spowodowało szybką zmianę planów. Relikwie zostały przyjęte oklaskami, po Mszy zaś wszyscy obecni z szacunkiem podchodzili i całowali relikwiarz.
Uroczystości minęły, ale dla ducha elżbietańskiego najważniejsze jest szare, codzienne życie. Jak wiele w tej codzienności ludzkich bied, potrzeb, wyzwań, oczekiwań! Jak dobrze, że Duch Święty nieustannie wzbudza wśród nas bohaterów wiary, którzy uczą nas, jak temu wszystkiemu sprostać.
http://padregrzegorz.blox.pl/html/1310721,262146,14,15.html?10,2007
* * *
Ministranci z Sochaczewa
Beatyfikacja Marii Luizy
sobota, 06 października 2007 10:39
Serdecznie witam po maleńkiej przerwie spowodowanej wyjazdem do Polski na beatyfikację bł. Marii Luizy Merkert. Droga do Polski była nieznośnie ciężka, ale warto było. Siostry Elżbietanki stanęły na wysokości zadania. Po raz pierwszy (przynajmniej w sposób świadomy) uczestniczyłem w beatyfikacji. Odlotowe przeżycie. (...)
http://darekodessa.bloog.pl/id,2481084,title,Beatyfikacja-Marii-Luizy,index.html
|